Kiedy 25 lat temu mój przyszły mąż podążał za mną i zalotnie się za mną uganiał, nigdy nie przypuszczałam, że nasze małżeńskie relacje staną się dla mnie takim wyzwaniem. W młodości pracowałam jako asystentka w bibliotece, a on zakładał swój biznes.
W tamtym czasie był najjaśniejszym przykładem “złego chłopca”, na którym wszystkie dziewczyny się oszalały. Ja zaś wtedy jeszcze nie myślałam o rodzinie i po prostu pozwalałam mu za mną podążać. Po 2 latach w końcu mnie zdobył i zaczęliśmy się spotykać, a rok później wzięliśmy ślub.
O ile pamiętam nasze małżeństwo, ledwo coś przychodzi mi do głowy, żeby u nas kiedykolwiek było normalnie. Być może pierwszy rok po ślubie spędziliśmy w harmonii, ale wszystkie kolejne lata czułam się jak służąca, a wręcz nienawidzona służąca w domu.
Jego ciągłe wyrzuty żarły mnie dzień za dniem. On, chyba, zaczął czuć się jak król, a mnie uważał za służącą. Musiałam ciągle znosić jego wieczne wybryki.
Po domu nigdy nie pomagał w sprzątaniu, do sklepu po produkty wysłać go było niemożliwe – to nie jest męska sprawa. Nawet wyrzucenie śmieci rano w drodze do pracy było dla niego dużym problemem, przez co zaczynał mi robić awantury.
W domu zostawiał wszystko gdzie popadnie. Mógł znaleźć pilot od telewizora przy kuchence w kuchni. Brudne talerze stale stały na podłodze w salonie, bo tam jadł, a talerz po prostu stawiał na podłodze, żeby nie wstawać z kanapy. Stąd też brudne plamy po jedzeniu na pościeli.
To wszystko to tylko niewielka część jego wybryków w naszych relacjach. Pewnego razu popijał herbatę i jak zwykle zostawił filiżankę na komodzie w korytarzu między kuchnią a salonem. Poprosiłam go, żeby ją chociaż do kuchni odłożył, bo tam się chodzimy i można ją przypadkiem przewrócić. A on mi odpowiedział: dobrze, zaraz to zrobię.
Ja sprzątałam w mieszkaniu, a on patrzył w telewizor. Po pół godziny ponownie poprosiłam go o zabranie filiżanki, a on zaczął krzyczeć na mnie, że nie mam go trzymać za rękę, bo on wszystko pamięta.
Po kolejnych 40 minutach, kiedy już kończyłam sprzątanie, przypadkowo przewróciłam komodę i wirując upadłam na podłogę i się potłukłam.
On zaczął krzyczeć na mnie, że hałasuję i nie pozwalają mu spokojnie oglądać telewizji. To była ostatnia kropla, po tej kłótni między nami rozpoczęła się bardzo długa tygodniowa sprzeczka, w której już nie bałam się mu mówić niczego. W rezultacie ta kłótnia doprowadziła do mojego podania o rozwód.
Oto, jak przez długie lata znosiłam wszystkie wybryki mojego męża, a zwykła filiżanka w końcu postawiła kropkę w naszych relacjach.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.