Tę historię opowiedziała mi moja obserwatorka pod poprzednimi postami.
“Moja teściowa – Elżbieta – wychowała wspaniałego syna, który teraz jest moim mężem. I opowiadam tę historię nie po to, aby kogoś osądzać, ale aby pokazać, jakie transformacje zachodzą w naszym społeczeństwie obecnie. Przecież teraz wszyscy ludzie żyją według zasady: „Trzeba żyć dla siebie!”.
Elżbieta rozeszła się ze swoim mężem w wieku czterdziestu pięciu lat i wtedy zdecydowała, że pora już zacząć żyć dla własnej przyjemności i dla siebie. I stało się to wszystko zanim ja i jej syn wzięliśmy ślub. Kilka lat później urodziło nam się pierwsze dziecko. Kiedy pojawił się syn, teściowa miała romans z mężczyzną. I zakazała nazywać się babcią, bo była młoda! I z dzieckiem siedzieć nie chciała. Ze mną i dzieckiem pomagała siedzieć moja mama.
I minęły lata, i pewnego dnia nagle zrozumiałam Elżbietę.
Całe życie poświęciła rodzinie i mężowi. Nie znajdowała czasu dla siebie i swojego odpoczynku.
I oto nadszedł Dzień Urodzenia u babci. Dzieci niestety nie znają swojej babci i nie mają z nią kontaktu. I tu nic nie poradzisz. Trzeba było nauczyć ich słów gratulacyjnych, by chociaż coś powiedziały. Dlatego nie pozostało im nic innego, jak siedzieć w telefonie cały wieczór. I wtedy Elżbieta obraziła się na mnie z tego powodu. Ale co ja mogę zrobić? Przecież ich nie zmuszę, by ją pokochali!
Wtedy nie zmuszałam teściowej do siedzenia z wnukami, więc teraz nie mogę zmusić swoich dzieci, by ją pokochały. I tutaj sprawa nie leży w wychowaniu…”