Mam na imię Krystyna i w zeszłym roku skończyłam 55 lat. Sama wychowałam dwie córki, bo mój mąż odszedł do innej kobiety, kiedy dziewczynki nie chodziły jeszcze do szkoły. Później moje życie polegało głównie na tym, żeby zarobić jakieś pieniądze i wykarmić dzieci.
Dziewczyny dorosły, mają teraz własne rodziny. Starsza córka, Kasia, mieszka w innym mieście, ma dobrego męża i dwóch synów. Przyjeżdża do mnie bardzo rzadko. Ale młodsza, Iza, wciąż mieszka ze mną.
Mąż Izy pochodzi z małej wioski nieopodal naszego miasta, więc po ślubie dzieci zdecydowały się zamieszkać ze mną. Nie mam żadnej rezydencji, w mieszkaniu są tylko dwa pokoje. Na początku bardzo się ucieszyłam, że będę mieszkała z dziećmi, a jeszcze bardziej – z moim wnukiem, który urodził się mniej więcej rok po ślubie. Ale potem wszystko się zmieniło.
Córka była na urlopie macierzyńskim, a ja chodziłam do pracy. Ale potem Iza poprosiła mnie, żebym się zwolniła i została w domu z Kacperkiem. Chciała iść do pracy, bo nie mogła już dłużej wysiedzieć w domu, musiała wyjść do ludzi.
Nie chciałam rezygnować z własnego życia, ale jestem babcią, więc muszę zaopiekować się wnukiem. Ale, szczerze mówiąc, nikt nie pytał mnie o zdanie. Zostałam postawiona przed faktem.
Nie podobało mi się to, że siedzę w domu i wszystko robię za dzieci. Bo moja córka i zięć całkowicie zrzucili wszystkie obowiązki na mnie: gotowanie, pranie, prasowanie, sprzątanie mieszkania – to były moje zadania.
A ja tak bardzo marzyłam, żeby chociaż na starość pożyć dla siebie – chodzić do pracy, na tańce czy do teatru z przyjaciółmi. Wydawało mi się, że moja córka myśli tak samo, ale się myliłam. Iza uważa, że jestem jej to winna. Mam się zajmować jej dzieckiem i jeszcze pomagać młodej rodzinie finansowo. Bo wszystkie pieniądze, jakie miałam, oddawałam im.
Kiedy mój wnuczek skończył 3 latka, córka oddała go do przedszkola. Już się ucieszyłam, że znowu pójdę do pracy, ale dzieci oszołomiły mnie nową wiadomością – spodziewają się drugiego dziecka. No cóż, oczywiście ucieszyłam się, to dobra nowina, ale zrozumiałam też, że wszystko i tak znowu spadnie na moje barki. A ja nie chcę już być takim koniem pociągowym dla wszystkich.
Szczerze mówiąc, jestem tym wszystkim zmęczona. Chcę trochę odpocząć i zająć się sobą. Ale jak mam to powiedzieć córce? Ona tego nie rozumie, bo już z nią o tym rozmawiałam. Iza jakby w ogóle mnie nie słyszała… Co powinnam zrobić? Podpowiedzcie…
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.