Nasz rodzinny Nowy Rok, jak było i od czego się zaczęło?
Ogólnie rzecz biorąc przez ostatnie pięć lat duża część rodziny mojego męża zbierała się w naszym domu, aby celebrować najważniejsze święto w roku. Zwykle wszystko było na mojej głowie, sama przygotowywałam jedzenie i dom na przyjazd krewnych, dodatkowo wszystkich trzeba było przenocować, a rano poczęstować śniadaniem. Tym razem postanowiłam poprosić o pomoc gości, niech każdy przyniesie coś od siebie. Oczywiście, dzieląc się moim pomysłem z przyjaciółmi, ci stwierdzili od razu, że raczej ten pomysł nie przypadnie nikomu do gustu. Przy tym, jak wygodnie mieli co rok, ciężko im będzie przełamać się i zrobić coś samemu.
Co wydarzyło się dalej? O tym opowiem poniżej.
Tego dnia nie wstałam bardzo wcześnie, spałam spokojnie, po przebudzeniu zrobiłam śniadanie, wypiłam kawę, żadnego pośpiechu. Zajęłam się gotowaniem kilku potraw, oraz sprzątaniem mieszkania. Mąż pomógł mi nakryć do stołu. Po południu zadzwoniła teściowa, próbowała ona wybadać grunt, wypytywała co już zdążyłam przygotować i dlaczego zrobiłam tak mało potraw, skoro nasza rodzina jest tak duża.
Odpowiedziałam jej szczerze, że oczekuję na gości, których poprosiłam o pomoc w przygotowaniu kilku posiłków. Teściowa z wrażenia aż się zakrztusiła, po chwili z oburzeniem stwierdziła, że w takim razie prawdopodobnie nie zagości na naszej corocznej imprezie. Nie planowała nic gotować, a w momencie, w którym rozmawiałyśmy było już za późno.
Od nadmiaru informacji rozbolała ją głowa i postanowiła zostać w domu. Poprosiłam ją oczywiście, aby przemyślała to raz jeszcze, i zapewniłam, że na pewno inni goście przyniosą jakieś smakołyki, jednak ta ostudziła moje myśli twierdząc, że impreza prawdopodobnie w ogóle się nie odbędzie, bo według niej wszyscy zrezygnują, więc na próżno czekam.
Minęło półtorej godziny, kolejne osoby dzwoniły, aby poinformować o tym, że nie udało im się nic ugotować, przychodząc w gości liczyli na mnie. Skoro mają coś gotować, to po co do tego gdzieś jechać? Według nich to bez sensu, a wieczór mogą spędzić w domu. Jedynie brat męża nie odmówił, myśleliśmy, że w tym przypadku wraz z rodziną nie pojawi się z pustymi rękami. Czekaliśmy, czekaliśmy, w końcu pojawili się wieczorem, uśmiechnięci, elegancko ubrani, przywieźli ze sobą ciasto. Otrzymałam przeprosiny za brak przygotowania, kupili szampana, owoce i ciasto. Uspokoiłam ich, zapewniłam, że zjemy ciepły posiłek, a ciasto i herbata doskonale zakończą wieczór, głodni nie będziemy.
Ze zdziwieniem spytali dlaczego zrobiłam tak mało jedzenia na taką liczbę osób, odpowiedziałam, że liczyłam na to, że każdy, także i oni coś przygotują…
Pół godziny później musieli już jechać, znów migrena, tym razem żona brata ucierpiała. Zostaliśmy sami, bez gości, bez problemu, z potrawami, które zrobiliśmy i przekąskami z kawioru. Przyznam, że to był piękny Nowy Rok, nie musiałam się trudzić na marne dla kilkunastu osób, miałam też o wiele mniej sprzątania niż zwykle. No i pierwszy raz spałam pierwszego stycznia, nie musiałam nikomu usługiwać od rana. Mąż zgodził się ze mną, zauważył to, że przez wszystkie lata jego krewni wysługiwali się nami i w jakimś sensie odpoczywali, a my męczyliśmy się co roku.
Koniec z tym! Co więcej, nikomu nie odmówiliśmy zorganizowania przyjęcia, zmieniliśmy jedynie lekko warunki, na które oni zwyczajnie się nie zgodzili.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.