Znam mojego męża już 9 lat, a jesteśmy małżeństwem od 4 lat. Nie mało.
Zaczęliśmy się spotykać jeszcze będąc studentami, na uczelni. Wtedy ani on, ani ja nie mieliśmy nic. Razem przeszliśmy trudną drogę i udało nam się utrzymać związek.
Zaczęliśmy mieszkać razem po studiach, gdy oboje znaleźliśmy pracę. Ale mieszkaliśmy u jego rodziców. Wtedy jeszcze nie mogliśmy dobrze zarabiać, bo byliśmy początkującymi w naszej branży. Ale na życie nam całkowicie wystarczało. W końcu Jurek zaczął zarabiać trochę więcej i zaproponował mi zostanie jego żoną. Już po miesiącu poinformowałam Jurka, że noszę pod sercem dziecko. Mąż był w siódmym niebie z radości i dosłownie nosił mnie na rękach. Cała rodzina też była szczęśliwa, bo jego rodzice szczerze dziękowali mi za pierwszego wnuka.
Pracowałam jeszcze przez jakiś czas, a potem poszłam na urlop macierzyński. Mąż dobrze zarabiał, więc teraz moją rolą były tylko dziecko i dom. Oczywiście, i to bardzo męczyło. Matki zrozumieją, jak bardzo chce się wyjść na spacer i po prostu być chwilę samemu. A mąż w tygodniu w pracy, przychodzi zmęczony i z dzieckiem nie pomaga. Czasami nawet wyjeżdżał się zabawić z przyjaciółmi po pracy na boiska sportowe czy do natury. A ja nadal nie mogę po prostu pójść na spacer bez wózka z maluchem.
Cały dom pod względem domowym spoczywa tylko na mnie. Trudno z dzieckiem. Prawie nie widzę świata… Jurek pomaga trochę tylko w weekendy. Mówi, że nie możemy wziąć niani, bo nie mamy pieniędzy. W państwowym przedszkolu nie ma miejsc, a na prywatne to samo z pieniędzmi. Nawet ubrania kupujemy tylko w ostateczności, i to on ciągle krytykuje, dlaczego kupuję nie to, co jest na promocji.
Nie mogłam pojąć, co się dzieje. Przecież on rośnie pod względem kariery i odpowiednio jego pensja rośnie, tylko że nasze problemy się wcale nie zmniejszają, raczej wręcz przeciwnie. W końcu się przyznał: oszczędza na mieszkanie. Wtedy nawet się ucieszyłam, bo trochę mi się znudziło mieszkanie z teściami i teściową. Mamy niezłe relacje, ale to wciąż nie mój dom. I nawet nie mogę pomalować ścian w naszym z mężem pokoju. Ale mąż zszokował: kupuje mieszkanie za własne pieniądze, więc mieszkanie zostanie zapisane na jego matkę, aby w przypadku rozwodu zostało mu.
Pytasz, czy jestem zasmucona? Jak to powiedzieć… Codziennie tu sprzątam, bawię się z dzieckiem, gotuję jedzenie dla wszystkich, staram się mu dogodzić i robię wszystko sama, a on nawet tego nie rozumie! Nawet ani razu nie pochwalił, nie pocieszył ani nie podziękował za to wszystko. Czyżbym nie pracowała według własnej woli? To przecież on mówił, że wszystko będzie dobrze i że ja mam być z dzieckiem, a on o wszystko się zatroszczy. Ale w domu nie jest mi łatwiej niż jemu w biurze i na odpoczynku z przyjaciółmi.
A co na to wszystko teściowa… Mówi, że on ma rację. I że część mieszkania mogą przepisać na mnie, jeśli dołożę swoje pieniądze. Kręcę się, jak tylko mogę, świadczę usługi fryzjerskie w domu. Ale czy mam do tego warunki? Niewiele zarabiam, chociaż pracuję nieźle. W domu jest nas dużo, więc pracować jest niewygodnie, a dla dziecka trudno codziennie widzieć obcych ludzi.
Dlaczego on tak myśli? Chce się ze mną rozwieść? Nikt w tym domu mnie już nie szanuje. Nikomu nie jestem potrzebna i nikt nie liczy się z moim zdaniem. A co tam. Jestem dla nich po prostu personelem.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.