Maria spojrzała na dwie grudki brudu na swoim czystym korytarzu z obrzydzeniem i zdumieniem. Choć mogła dostrzec zarys swojej córki w większej grudce, mniejsza grudka wzbudziła w niej niejasne niepokój.
– Co to jest? – wskazała wypielęgnowanym palcem na coś, co przylgnęło do jej córki.
Duża bryła ziemi westchnęła ciężko, a ta, którą trzymała w ramionach, skomlała, co spowodowało marszczenie się twarzy Marii.
– To pies? Nie, nie, nie i nigdy więcej! Nienawidzę psów! Żadnych psów w moim domu! – krzyknęła histerycznie Maria, machając palcem wskazującym przed nosem córki.
Błotna grudka osiadła na podłodze i zaczęła wycieć głośno. Maria zmarszczyła brwi, rozłożyła ręce na boki, a nawet tupnęła nogą, w pantofelku z króliczymi uszami, ale wycie nie ustawało.
Dobrze, możesz go dziś zatrzymać, skoro już go tu przywiozłaś, ale jutro znajdziesz mu nowy dom. I to nie podlega negocjacjom.
Chwilę później smutne wycie zmieniło się w radosny pisk, a grudka brudu rzuciła się, aby przytulić swoją najukochańszą mamę, ale ta szybko wbiegła do pokoju, polecając córce posprzątać po sobie i tym, co przyniosła.
Godzinę później Maria sceptycznie przyglądała się temu, co znalazła jej córka. To nadal był szczeniak nieokreślonej rasy i nieprzewidywalnych rozmiarów.
– Dopóki to zwierzę będzie z nami, ty jesteś za nie odpowiedzialna dzień i noc. Będziesz go wyprowadzać, myć, karmić, a ja postaram się znaleźć mu nowy dom. I niech ci będzie jasne, że jeśli cokolwiek się zepsuje, zaraz trafi na ulicę. Czy to zrozumiałe?
Córka ochoczo skinęła głową, a szczeniak zaszczekał i poruszył uszami. Maria westchnęła i wyszła z pokoju.
W ciągu dwóch dni szczeniak zdążył pogryźć ulubione kapcie Marii, podrzeć tapetę w korytarzu i zostawić wiele kałuż w całym mieszkaniu.
Maria pskarciła swoją córkę i psa, ale w zamian otrzymała spojrzenie dwóch par zapłakanych oczu.
Kiedy szczeniak nadał swoim butom osobowość, żując obcasy, Maria już się gotowała i bulgotała jak czajnik.
Podniosła szczeniaka i była gotowa wyprowadzić go na zewnątrz, podczas gdy jej córka była w klasie, kiedy mały piesek zdołał się odwrócić i polizać jej rękę.
Kobieta zamarła i wpatrywała się w szczeniaka, który wisiał potulnie w jej ramionach, patrząc na nią wiernymi oczami. Coś w jej piersi załomotało, a Maria poczuła się zawstydzenie i odłożyła szczeniaka na podłogę.
– Moja córka będzie zła, jeśli go wyrzucę – usprawiedliwiała się przed sobą. Z jakiegoś powodu czuła się nieswojo, jakby oszukiwała samą siebie.
Oczywiście wieczorem powiedziała córce, że jej pupil wyczerpał już cierpliwość Marii, a ona nie będzie dłużej tolerować jego wybryków.
– Obiecałaś znaleźć mu dom – przypomniała córce.
Ta ciężko westchnęła i powiedziała, że z jakiegoś powodu jeszcze nie znalazła dla niego domu.
“Robię to tylko po to, by nie denerwować córki” – powtarzała sobie Maria, wychodząc na zewnątrz, by odebrać szczeniaka, który szczekał radośnie.
Stała tam i patrzyła, jak mały piesek węszy za śladami, goni pierwsze płatki śniegu z wielkim entuzjazmem i od czasu do czasu podbiega do Marii, jakby chciał ją zaprosić do wspólnej zabawy.
Starała się zachować poważną minę, ale na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
Maria przyzwyczaiła się już do tego, że witają ją głośne szczekanie psa, a pod nogami skacze i szczeka mała, futrzasta kometa.
Przeklinała, kopała irytującego szczeniaka kapciem, marzyła o dniu, w którym wreszcie znajdzie dom, a jej mieszkanie będzie wolne zarówno od sierści, jak i tego nieprzyjemnego szczekania.
Ale tego wieczoru nie usłyszała znajomego szczekania. Zaniepokoiło ją to, a kiedy zobaczyła swoją córkę płaczącą i przytulającą szczeniaka, jej serce pękło.
Nie mogła mówić, tylko płakała. Działo się coś strasznego, Maria to czuła.
Znalazła adres najbliższej kliniki weterynaryjnej, zadzwoniła po taksówkę, owinęła szczeniaka w koc i pojechała do kliniki. Przez całą drogę Maria nie spuszczała wzroku z małego pieska.
Potem nadeszły długie minuty oczekiwania, aż weterynarz zbadał ogoniastego pacjenta. Maria nie pamiętała, co mówił do niej lekarz, jej wzrok nigdy nie opuszczał małego ciałka z kroplówką w łapce. Jeszcze wczoraj skakał wesoło, irytując ją swoim zachowaniem, a teraz leżał spokojnie na tym wielkim stole.
Maria wzięła się jednak w garść, kupiła lekarstwa i razem z córką zabrała szczeniaka do domu. Po drodze powtarzała, że pies na pewno wyzdrowieje i nie wiedziała, kogo chce przekonać – siebie czy córkę.
Tego dnia spały razem na podłodze. Po kroplówce szczeniak poczuł się lepiej.
– Wiesz, chyba czas nadać mu imię. Myślę, że powinniśmy nazwać go Jack – powiedziała Maria.
Maria walczyła z Jackiem, który sporo urósł, o miejsce na swoim łóżku. Bezczelny pies już dawno nauczył się, że jako ulubieniec rodziny może robić wiele, jeśli nie wszystko.
Jack uwielbiał spać ze swoją właścicielką, choć ta nie była z tego zadowolona. Rano zdrowy pies prawie wypchnął swoją ukochaną właścicielkę z łóżka.
Nagle trzasnęły drzwi wejściowe i Jack pobiegł na spotkanie swojej małej kochanki. Zamiast zwykłego śmiechu i gwaru na korytarzu panowała cisza, co zdziwiło Marię. Poszła zobaczyć, co się stało.
Jej córka stała na korytarzu, tuląc do piersi małego kotka.
– Nie, nie, nie! Nienawidzę kotów! – powiedziała Maria surowym głosem.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.