Obecnie jestem już po trzecim ślubie, wesele obchodziliśmy dwa lata temu. Urodziłam dziecko, więc teraz jestem na urlopie macierzyńskim. Wspólnie z nami mieszkają również moje dwie starsze dzieci z pierwszego małżeństwa. Drugie małżeństwo trwało krótko i nie było w nim dzieci. Zakochałam się natychmiast w moim obecnym mężu, wydawał mi się idealny. Byłam bardzo szczęśliwa w naszym związku i wierzyłam, że nastał koniec czarnych chwil w moim życiu.
Wszystko zaczęło się psuć, gdy mój obecny mąż stracił dobrą pracę pół roku temu. Rozumiem, że to trudna i skomplikowana sytuacja. Dlatego pilnie trzeba wziąć się do pracy i szukać nowego zatrudnienia. Zwłaszcza jeśli masz żonę na urlopie macierzyńskim, kredyt do spłacenia, i jeszcze kilkoro dzieci. Ale tak ja to widzę. A mój mąż, wydaje się, zrelaksował się, często kupuje alkohol, i wielokrotnie wyrażał swoje niezadowolenie. Już proponowałam mu pracę w taksi, co jest świetnym sposobem na zarobienie pewnych pieniędzy, ale zrealizował zaledwie trzy kursy. Ja spłacałam kredyt z alimentów na dzieci. Oszczędności się kończą, i musimy coś z tym zrobić. Nie rozumiem, jak mężczyzna może spokojnie siedzieć bez pracy, mając żonę i troje dzieci w domu?
Dodatkowo, na tym tle stał się agresywny, raz dał mi policzek, mimo że wcześniej zupełnie tego nie zauważałam. Wtedy muszę przyznać, że sama go sprowokowałam, bo też na niego krzyczałam. Ale i moje nerwy nie są żelazne. Muszę myśleć o tym, jak wyżywić dzieci i spłacić kredyt.
Rozumiem, że jeśli wkrótce się nic nie zmieni, będę musiała rozwieść się po raz trzeci. Bardzo tego nie chcę, ale też nie jestem w stanie tak żyć. Z powodu ciągłych kłótni, starsza córka zaczyna mieć problemy. Bardzo mi jej żal, a także jest mi wstyd przed znajomymi i sąsiadami. Czuję się jakby “uszkodzona”, nie potrafię żyć z żadnym mężczyzną. Już zastanawiam się, czy finansowo będę w stanie utrzymać troje dzieci sama, a także co zrobić z mieszkaniem.
Nie rozumiem, dlaczego trudności życiowe tak łatwo wywracają mężczyzn z równowagi. Z pierwszym mężem miałam podobną sytuację. On nie tracił pracy, ale był niezadowolony z niskiej pensji i zaczął dużo pić. Nawet proponowałam przeprowadzkę, żeby mógł się lepiej ustabilizować, ale on nie chciał już walczyć.
Oczywiście, sama nie jestem idealna. Nie twierdzę, że cały dzień wytykam mojemu mężowi błędy, ale też nie zawsze potrafię zachować spokój. Być może jestem w tym nieprawda. Ale jestem zmęczona ciągnięciem wszystkiego sama, myśleniem o tym, jak rozwiązywać problemy, przy jednoczesnej opiece nad małym dzieckiem na rękach.
Dajcie jakąś radę. Co mam robić?