Moja mama zrezygnowała z pracy, aby opiekować się wnuczką, a my za to powinniśmy płacić. Nawet się z nami nie konsultowała!

Mama z nikim się nie konsultowała, nie zapytała nikogo o zdanie, czy nam to jest potrzebne? Sama podjęła decyzję i postawiła nas przed faktem.

Teraz jeszcze okazuje się, że jesteśmy jej winni, chociaż w ogóle nie braliśmy udziału w jej decyzji. Byliśmy zszokowani, gdy przyszła z taką “dobrą” nowiną.

Obecnie jestem na urlopie macierzyńskim, pracuje tylko mój mąż. Oczywiście, nie głodujemy, ale żyjemy bardzo skromnie, ponieważ spłacamy jeszcze kredyt hipoteczny.

Planowałam, że weźmiemy kredyt hipoteczny, obniżymy ratę do rozsądnej wysokości na czas urlopu macierzyńskiego, a potem będziemy myśleć o powiększeniu rodziny, ale sytuacja potoczyła się inaczej.

Mieliśmy problemy ze zdrowiem, lekarz postawił diagnozę i ostrzegł, że jeśli chcemy mieć dzieci, to nie powinniśmy zwlekać.

Z mężem pomyśleliśmy i doszliśmy do wniosku, że warto urodzić, póki jest taka możliwość. Nie chcieliśmy przechodzić przez piekło, aby mieć potomstwo.

Ciąża przebiegała normalnie, mieliśmy wystarczająco pieniędzy, ale wiedzieliśmy, że podczas urlopu macierzyńskiego będziemy musieli zaciskać pasa.

Nie było możliwości oszczędzania, pieniądze szły na spłatę kredytu i zakup wszystkiego, co potrzebne dla dziecka. Oszczędzaliśmy, jak mogliśmy, ale nie było skąd przygotować poduszki finansowej.

Urodziłam, zaczęliśmy myśleć, jak żyć. Można było zainwestować kapitał macierzyński, ale były pewne problemy. Poza tym to nie rozwiązało problemu radykalnie.

Od rodziców nie było szczególnej pomocy, sami żyli tylko z pensji, więc nie liczyliśmy na pomoc i nie prosiliśmy.

Kiedyś po prostu rozmawiałam z mamą, poskarżyłam się, że teraz ciężko z pieniędzmi. I powiedziałam, że byłoby łatwiej, gdybym mogła wrócić do pracy. Ale dziecko jeszcze długo nie pójdzie do przedszkola.

Mama wtedy nic mi nie powiedziała, a ja nie potrzebowałam jej słów, po prostu wyraziłam to, co miała na sercu. Porozmawialiśmy i zapomnieliśmy, jak to mówią.

Już nie pamiętałam o tej rozmowie, kiedy mama przyszła w odwiedziny i zaskoczyła nas. Oświadczyła, że zrezygnowała z pracy, teraz będzie siedzieć z wnuczką, a ja mogę wrócić do pracy.

Mama jeszcze nie jest na emeryturze, więc od razu nasunęło się pytanie, na co ona zamierza żyć, skoro zrezygnowała.

– To wy mi będziecie płacić. No, za to, że z dzieckiem siedzę, – zdecydowanie stwierdziła mama.

A potem wymieniła kwotę, jaką planuje od nas otrzymywać.
Mama zdecydowała się nie być skromna. Podaje kwotę, która jest tylko nieco niższa niż wynagrodzenie, które będę otrzymywać, gdy wrócę do pracy.

I jaki sens jest wychodzić do pracy, jeśli prawie całą pensję wydam na mamę? Po prostu wyjdę się przewietrzyć, odpocząć od urlopu macierzyńskiego?

– I tak zostaną jakieś pieniądze. W waszym przypadku nie warto rezygnować z żadnego grosza! – oburzyła się mama, kiedy opisałam jej sytuację.

Niech nic nie zostanie, bo muszę jeszcze jakoś dojeżdżać i wracać z pracy, a to mniej więcej ta kwota, która zostanie po oddaniu mamy jej “wynagrodzenia”.

Odmówiliśmy mamie propozycji, co zasłużyło na oburzenie z jej strony. Wkurzyła się, tupnęła nogami i oskarżyła nas, że ją oszukaliśmy.

– Jak mam teraz żyć? Na co? Kto mnie zatrudni w tym wieku? – oburzała się mama.

Mama zażądała, abyśmy jej pomogli, dopóki szuka pracy, którą straciła “z naszej winy”. A my chętnie byśmy pomogli, ale nie mamy czym, sami ledwo wiążemy koniec z końcem.

Słyszałem od mamy tyle nieprzyjemnych słów o sobie, że uszy się zwijają. A dlaczego mam to słuchać?

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.  

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *