Oczywiście rozumiem, że rodzina to świętość i trzeba o nią dbać, ale teraz wszyscy krewni mojego męża są na mnie źli, bo poprosiłam jego brata, żeby już do nas nie przyjeżdżał.
Tak, to brzmi bezdusznie, ale pozwólcie, że wyjaśnię, co zrobiłam. Kiedy jeszcze studiowałam, rodzice kupili mi mieszkanie w Krakowie. Mój mąż pochodzi ze wsi, nie miał własnego domu, więc zamieszkaliśmy u mnie. Jego rodzice sfinansowali nam remont. – To będzie nasz prezent ślubny, – powiedzieli.
Prezent to prezent. Kto by pomyślał, że będzie mnie to kosztowało tyle nerwów. Krótko mówiąc, po naszym ślubie młodszy brat męża przyjechał do Krakowa na studia. I jak myślicie, gdzie zamieszkał? Zgadza się, u nas. A dlaczego? Bo skoro teściowie dali nam pieniądze na remont, to znaczy, że ich syn też ma prawo tu mieszkać!
Ale najgorsze zaczęło się, kiedy brat męża skończył studia, ożenił się i wrócił na wieś. Wtedy on z żoną, a potem jeszcze z dzieckiem, zaczęli do nas przyjeżdżać i mieszkać u nas całymi tygodniami! Czasami mają wizytę u lekarza, czasami szwagier jest w delegacji i żeby nie zostawiać żony i dziecka na wsi, zabiera ich ze sobą. Dziecko płacze, my nie możemy spać. A ponieważ ja wstaję o piątej rano, bo mam daleko do pracy, to muszę chodzić na palcach po własnym mieszkaniu, żeby nie obudzić gości. Jego żona mi nie pomaga, bo „ma małe dziecko”! Sami kupujemy jedzenie, bo nieładnie jest prosić o to gości.
Wczoraj brat męża znowu zadzwonił i powiedział, że do nas przyjadą, tym razem na dwa tygodnie, bo wysyłają go z pracy na szkolenie. Ale odpowiedziałam, że tym razem nie mogą się u nas zatrzymać. Oczywiście, to wywołało burzę sprzeciwu, ale mam już dość! W końcu nie prowadzimy hotelu!
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.