– Ty, ależ ja taki! – chwali się moja własna siostra naszej wspólnej kuzynce na rodzinnej uroczystości, która nas wszystkich zgromadziła, – Mama podarowała, drogocenna rzecz!
– Bez wstydu, – pytam cicho, – znowu wydrążyłaś mamie prezent?
– Ona sama, co ja zrobię?
Tak, oczywiście. “Ona sama” już to przechodziłam wiele razy. Po prostu przyszła Natalia do mamy, zobaczyła u niej prezent i popłakała się:
– No, nie gniewaj się, – prosi mnie mama, – przecież Natalia skąd wziąć pieniądze? Młoda jest, chciała.
Okej, mogłoby się zrozumieć, gdyby siostra dostała od mamy “w prezencie” nowy wielofunkcyjny garnitur, perfumy, kurtkę, która okazała się dla mnie za duża i oddałam mamie, to już się wielokrotnie zdarzało.
– Mama, – mówiłam sześć lat temu, – te buty sobie kupię, żeby w ciąży chodzić. Bez obcasów, nie ślizgają się, ale ja ich już więcej nie noszę. Weźmiesz?
– Wezmę, wezmę, – zgadza się mama, – och, jakie wygodne! Zimą chodzić – to jest to. Moje już ledwo dychają.
I tydzień później w butach chodzi moja starsza siostra Natalia.
– Jej już zupełnie nie pasują, – westchnęła mama, – zobaczyła, aż się popłakała. Wiesz przecież, oni mają kredyt.
Oni mają kredyt, wiem. I dziecko. I zdecydowali się z mężem na trzypokojowe mieszkanie na kredyt – po co rozdrabniać się na drobiazgi? Tak, miałam szczęście, u męża jest mieszkanie, ale siostra w bezkasiu powinna była być bardziej skromna.
Mama przeszła na ulgową emeryturę: zaczęły się problemy zdrowotne. Wtedy właśnie poszłam na urlop macierzyński, tak jak i Natalia, która wzięła rok wcześniej swój nieszczęsny kredyt. Dzieci mamy w jednym wieku. Z mężem nie szastaliśmy, ale i nie głodowaliśmy. Na początku zaczęliśmy pomagać mamie finansowo: emerytura mała, leki ulgowe niewiele pomagają, a te, które pomagają, są drogie.
– Mama, – mówię po raz kolejny, – w twojej lodówce mysz wisi. Ani mięsa, ani owoców! Przecież cię tydzień temu daliśmy pieniądze.
– Nadii z płatnościem nie poradziła, – westchnęła mama, – oddała jej, wróci. Przecież nie mogę patrzeć spokojnie, jak córka nic nie je. Tobie b
y było ja też dostarczałam mamie produkty? Ha! Ale one zawsze kończyły się u starszej siostry: wnuczka głoduje, Natalia tak płakała. Po tym zaczęłam matce kupować chociaż rzeczy. Ale do Nadii rodziny nie trafiały tylko piżamy i szlafroki.
– Buty mama mi oddała, – tłumaczyła się siostra, – trą. A sama powiedziała, że jej trą. – Jasne, powiedziała – żeby ci coś jeszcze powiedzieć, kiedy ty biedną ubogą owieczką udajesz? Nie wstyd ci? Ty i mąż zamawiacie sushi, świętujecie w kawiarni cztery lata syna, a od mamy ciągniesz wszystko bezczelnie.
Wreszcie wymyśliłam, jak wspierać mamę: sami kupujemy leki, płacimy rachunki, a sprzęt medyczny staram się jej darować. Ale elektroniczny termometr trafił do Nadii: chora była jej córeczka. Tam też udał się aparat do mierzenia ciśnienia: zięciowi było źle. A teraz “poszedł” do siostry inteligentny bransoletka zdrowia.
– No ja chociaż czymś, a pomogę córce, która potrzebuje, tylko się cieszę, – mówi mama, – jestem ci bardzo wdzięczna, ale ty przecież dobrze żyjesz, a siostra niezbyt!
– A ty “niezbyt”! – krzyczę niemal, – I pomagać Nadi, jak się okazuje, nie ty, ale ja. Bo ja tobie kupuję. I Natalia wszystko zabiera, sprawnie manipulując tobą. Już nie tak źle żyje, zeszłego roku całą rodziną pojechali na morze, a ty nie pojedziesz, jak nie masz pieniędzy!
– No to nie pomagaj mi, – zmęczona macha ręką mama, – przecież się nie domagam!
Oto jak być? Kontynuować sponsorowanie siostry czy naprawdę kupować mamie tylko leki i opłacać rachunki? Ale przecież chce się, żeby najbliższa osoba żyła lepiej.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.