Z Andrzejem spotykałyśmy się ponad rok. Był dobry, łagodny, bardzo podobał się moim rodzicom. Wszyscy przyjaciele i znajomi przepowiadali nam wspólną przyszłość, pytali o ślub, tylko ja nie wiedziałam, że sam Andrzej nie widział mnie obok siebie.
W tamten mroźny poranek spieszyłam do niego do domu. Wrócił z długiej delegacji, a ja chciałam zrobić mu niespodziankę.
U Andrzeja był swój apartament w samym centrum miasta. Po drodze do niego wpadłam do sklepu i kupiłam jego ulubiony tort. Mknęłam do Andrzeja na skrzydłach miłości. Z lekkością weszłam na siódme piętro, nawet nie czekając na windę, tyle chciało mi się szybko zobaczyć ukochanego.
Klucze do jego mieszkania miałam, więc postanowiłam go zaskoczyć i cicho wejść. Otworzyłam ostrożnie drzwi, wszedłem na palcach do środka, żeby go nie obudzić.
Była już dziewiąta rano, i myślałam, że teraz przygotuję mu kawę cicho, bo wrócił o piątej rano i pewnie jeszcze śpi. Jednakże na progu potknęłam się o jakieś rozrzucone rzeczy, od drzwi wejściowych w kierunku pokoju, leżały jakieś kobiece atrybuty.
Wydaje mi się, że tylko głupiec nie zrozumiał, że te rzeczy nie należą do Andrzeja ani do jego mamy. Biegłam z pełną parą. Gdy się zatrzymałam, zrozumiałam, że rzuciłam się nie w tamtym kierunku ze zdumienia, a na autobus muszę siąść z zupełnie innej strony. Wtedy moje spojrzenie padło na tort. Taki gniew mnie ogarnął, że rzuciłam go na betonową płytę, pokrytą śniegiem, i pobiegłam.
Po kilku metrach słyszę, że ktoś krzyczy do mnie. Odwracam się, jakiś chłopak.
Trzyma tort w rękach i gestykuluje, że go zapomniałam. Machnęłam ręką, że niby w porządku, i pobiegłam dalej. Nieznajomy jednak nie odpuszcza. Dogonił mnie, wręczył tort, mówi, że zapomniałam. Wyjaśniam mu, że mi niepotrzebny, ale on nalega.
Do samego budynku ścigał mnie, a potem przy wejściu mówi:
– Trochę się zmarzłem, biegając za wami. Jeśli nie potrzebujecie tego tortu, to może mnie zaprosicie na herbatę?
Najpierw pomyślałam, po co ciągnąć jakiegoś obcego faceta do domu. Rozmawialiśmy, opowiedziałam mu historię tego tortu, zwierzyłam się, od razu zrobiło mi się jakoś łatwiej. A Adam, tak miał na imię mój nowy znajomy, zaproponował wieczorem pójście do kina, odwrócenie uwagi.
Teraz jesteśmy razem, mamy już dwoje dzieci, a ten tort stał się naszym wspólnym ulubieńcem, bo to on nas połączył. Gdybym go wtedy nie rzuciła, pewnie byśmy się nie poznali.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.