Marek od dzieciństwa był dziwny. Zawsze zadumany, posępny, nadmiernie milczący. Wanda uważała, że to dlatego, że chłopiec jest bardzo inteligentny i nieograniczenie utalentowany. I na wszelki wypadek chroniła go przed graniem z dziećmi na ulicy, aby go nie nauczyli głupot.
Na lekcjach, pomimo nadziei Wandy, chłopiec nie ujawniał się. Wstydził się. Ale w pracach pisemnych był dobry – nauczyciele chwalili jego eseje. Usłyszawszy pozytywną reakcję, Wanda zaczęła marzyć o karierze naukowej.
W szkole Marek nie zaprzyjaźnił się z nikim, dopóki go nie posadzono obok Ani. Ania też była cicha, ale bardzo wrażliwa, czuła, czytała nastrój tylko po wyrazie twarzy. Zawsze pomagała. Jej serce było ogromne, a czasu, aby wesprzeć chłopca, jej nie szkoda.
Marek rozkwitał. Wreszcie miał przyjaciela. Nawet zaczął się uczyć lepiej – z takim wsparciem moralnym. Wanda już dostrzegała dla niego miejsce na uniwersytecie. Przebrany w butelki i trzęsąc cukierkami, taszcząc podejrzane koperty do uniwersytetu, Marka zorganizowali i doprowadzili do dyplomu.
I nagle stało się straszne. Chłopiec uciekł. Pojechał prawie tysiąc kilometrów od domu, wynajął mieszkanie w innym mieście, znalazł pracę i zaczął się tam urządzać. Wanda ledwie doszła do siebie po takim zdradzie. Tydzień, dwa, żałowała, kropiła walerianą do filiżanki… I pojechała do dziecka, żeby pomóc.
A jak zielony, jak on sam poradzi sobie sam, bez matki, bez wsparcia w codziennym życiu? Wanda przyjeżdża do syna w czasie wolnym od pracy, a tym bardziej, że teraz ma go więcej – przeszła na emeryturę. No, a kto jeszcze jej umyje podłogę? Kto odklei zlewozmywak? Kto maszyną wystrzyże sweter z kłaków? No, tacki do pracy zebrać?
Tak kontrola matczynej osoby jest potrzebna człowiekowi, trzydzieści lat tylko. Krótko mówiąc, taki właśnie dożył Marka do 35 lat. Matka uważa, że pora już na ślub. Chciałaby mieć wnuki. A dziedzica potrzeba. Tylko oto jedno nieszczęście – współczesne dziewczyny nie nadają się do żon. Syna cudownego omijają szerokim łukiem – pewnie dlatego, że są materialistyczne.
Wszystko im trzeba – samochód, mieszkanie, chociaż gotowe. I żeby jeszcze się opiekował, pieniądze wydawał. Jednym słowem – drapieżniki. Oto wspaniały Marek, nie pali, nie pije. Mama u niego wspaniała, troskliwa, zawsze pomoże młodej rodzinie. A one nos odwrócą. Co im jeszcze trzeba…
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.