Anka, Jasiek i babcia Elżbieta – źródło energii…

Anka, Jasiek – tak swoje wnuki nazywała Elżbieta. Nie żadna „Aneczka”czy „Jasiu”. Nie miała czasu na zdrobnienia i sentymenty tym bardziej, że to ona musiała zajmować się dziećmi swojej lekkomyślnej córki. I tak było od momentu, kiedy wnuki skończyły po 5 lat, a jej córka przywiozła je „tylko na jedno lato”. Potem już po nie nie wróciła.

Wyszła za mąż i – jak na ironię losu – urodziła znowu bliźniaki, tym razem dwóch chłopców. Młody małżonek nie zamierzał utrzymywać czwórki dzieci, bo nie marzył o takim życiu prosząc córkę Elżbiety o rękę. Potem zabrał matkę tej dwójki do swojej ojczyzny, w której nigdy nie ma zimy – jest miło i słonecznie.

Nie, to nie tak, że matka o nich zupełnie zapomniała – regularnie wysyłała im paczki z prezentami wraz kartkami z okazji świąt czy urodzin.

Dzieci nie miały okazji za bardzo stęsknić się za matką, ponieważ z babcią nie można było się nudzić. W gospodarstwie zawsze było dużo pracy, aż wieczorem z utęsknieniem przykładali swoje zarumienione od wysiłki policzki do poduszki. Nie, oczywiście, mieli też czas na zabawę – latem biegali nad staw, a zimą na lodowisko i zjeżdzalnię. Babcia jednak nie dawała im zbyt dużo luzu i nie żałowała ich za bardzo czy to ze wzgledu na wiek, czy bycie sierotami. Krowa, jałówki, kury, gęsi i jeszcze kilka prosiąt zawsze czekały na wykarmienie, posprzątanie przy nich itd.

Od wiosny trzeba było zająć się także ogrodem warzywnym, w którym było sporo grządek, a jedyne osoby, które się nimi zajmowały, to Elżbieta, Anka i Jasiek.
Dzieci wyrastały na silne i wesołe osoby. Tak zahartowani przez życie wyjechali do najbliższego miasta po ukończeniu szkoły. Prawdopodobnie ich dzieciństwo pomogło im w uzyskaniu dobrego wykształcenia i w tym, że bardzo szybko stanęli na własne nogi. Ciągle też pomagali swojej babci w gospodarstwie, jak tylko mogli. Przyjeżdżali do niej przy pierwszej lepszej okazji, aby pomóc, ponieważ cały czas prowadziła swoje gospodarstwo, bo jak miałaby inaczej? Wiedziała, że studenci dużo nie zarobią, więc ważne było to, aby większość produktów spożywczych mogli wziąć z gospodarstwa.

Po ukończeniu studiów Jasiek i Anka otworzyli prywatny gabinet stomatologiczny, dlatego większość jedzenia mogli kupować już w sklepach z eko-żywnością. Zaczynali przyjeżdżać do wioski drogimi samochodami i nakłaniać swoją babcię do zmniejszenia całego inwentarza, bo cóż – ileż można wypruwać sobie żyły?
Elżbieta jednak zdecydowanie odmawiała rozpoczęcia nowego życia w mieście, postanowili zatem, że wszystkie skarby cywilizacji wprowadzą do jej domu. Ta drewniana chata została całkowicie wyremontowana – teraz staruszka nie musiała nosić wody ze studni, nie musiała jej podgrzewać przed kąpielą, a obora była pusta, ponieważ sąsiad przynosił jej teraz mleko. Czy oni i Brudus potrzebowali dużo?
Brutus był psem, który żył naprawdę wiele lat. Odkąd dzieci pamiętały, Brutus mieszkał w budzie obok chaty. Ostatnio chodził już z trudnością i rzadko szczekał. Praktycznie już niczego nie widział – wzrok miał mętny, a nos suchy i popękany.
Wraz z odejściem Brutusa zaczęły się problemy, ponieważ Elżbieta zachorowała tuż po nim w październiku – dopadło ją jakieś przygniębienie.

Z przyzwyczajenia rano wstawała w porze, w której karmiła psa, a teraz nie było po co. Niestety, zgodnie z prawem podłości po Brutusie odeszło też kilka kur, najprawdopodobniej ze starości.

Elżbiecie wydawało się, że jest niepotrzebna. Nawet ogród był już cały zarośnięty. Kiedyś była tutaj ona, Anka i Jasiek, a teraz kto? Jedyna radość jej w życiu jest wtedy, kiedy przyjeżdżają do niej wnuki z miasta.
Tak, tylko za każdym razem, kiedy przyjeżdżają, ma coraz mniej siły. Jasiek i Anka już przywozili do niej różnych lekarzy i kupowali wszelkiego rodzaju leki, ale nie ma sensu. Serce wnuków pęka, kiedy na to patrzą, ale co zrobić? Lekarze wzruszają ramionami – wiek, nadciśnienie i… chandra, może depresja?

Umówili się nawet z pewną kobietą, która zajmuje się opieką nad osobami starszymi, aby po nowym roku przyjeżdżała codziennie na kilka godzin z rana, zmierzyła ciśnienie, posprzątała w domu, przygotowywała obiad oraz dopilnowała, aby staruszka przyjęła wymagane leki i witaminy. Mimo tego Elżbieta czuła się coraz gorzej. Spała tylko i oglądała telewizję na zmianę, prawie już nie wstawała. Nigdy nie lubiła robić na drutach, czytać, ponieważ oczy się jej szybko męczyły i po prostu ją to nużyło. Miała chociaż telewizję, ot, to była jej cała rozrywka.

Wszystko zmieniło się zupełnie przypadkiem. Janek przyjechał w związku z telefonem od opiekunki, która przekazała, że Elżbieta zupełnie straciła apetyt, tylko śpi, a rano jej ciśnienie okropnie spadło. W tamtym momencie Janek był na przyjeciu z siostrą, ale kiedy tylko dostał telefon, zostawił ją tam samą i rzucił się pędę w stronę samochodu.

Kiedy jechał, miał natłok myśli w głowie i złe przeczucia. Jednak coś miłego wlało się w jego serce, kiedy skręcił na drogę prowadzącą do jego wsi. W tym roku zima obficie zasypała wiejskie drogi śniegiem. W takie zimy bawili się z Anką skacząc z dachu stodoły w zaspę śnieżną, która od strony ogrodu była formowana przez wiatr. Mieli też obowiązki, jakimi było oczyszczenie ścieżki ze śniegu do bramy, ale i plac przed nią, chociaż wtedy nikt do nich nie przychodził, a zimą nikt nie otwierał bramy.
Tak długo rozmyślał, że nie zauważył, jak podjechał pod rodzinne podwórko. Na szczęście droga była oczyszczona – pewnie sąsiad odśnieżył teren. Przy bramie dość energicznie wywijała łopatą staruszka.

– Babciu! Co Ty robisz?! Czy tamta Pani wezwała do Ciebie karetkę karetkę!?
– Wezwałam, więc odśnieżam, bo wstyd – ani podjechać, ani przejść. Pojawiłeś się na czas – na podwórku jest sporo do zrobienia. Zobacz, kto do mnie przyszedł! Konieczne jest przeniesienie budy po Brutusie bliżej ganku. Tak, trzeba założyć nowe ocieplenie. Już go nakarmiłam, ale bydlaka przecież nie wpuszczę do domu?
Bydlak machał szarym ogonem i kręcił się w kółko wokół Elżbiety. Był to młody pies, który prawdopodobnie wędrował z wioski do wioski, bezdomniak. Takich zimą dużo we wsi. Mieszkańcy już jesienią zamykali domy, czasami zostawiając podobne „zabawki” na pastwę losu. Tak niestety traktowano czasami zwierzęta, nie tylko we wsi, ale i w mieście.

Przyjechała karetka z miejscowym sanitariuszem. Do tego czasu pies otrzymał imię Cezar (skoro był już Brutus), jadł już kilka razy dodatkowo i spał w odnowionej budce postawionej na stosie czystej słomy.

Elżbieta i Jarek też byli mocno wykończeni. Pracowali na mrozie, machając łopatą, więc apetyt mieli po tym ogromny. Kwestia ciśnienia, które bardzo spadło także przez pracę się rozwiązało, jednak ratownik ją przebadał, a po takim wydarzeniu także nie odmówił posiłku, ponieważ to było jego ostatnie wezwanie i zakończenie dnia pracy. Oboje z Jankiem znali się jeszcze ze szkoły podstawowej.

Chandra opuściła Elżbietę zupełnie gdy wnuk powiedział, że z siostrą już mają dość jajek z ekomarketu, bo są zupełnie bez smaku. Dlatego wiosną trzeba dokonać naprawy kurnika, a wiosna była tuż za rogiem… Będzie jeszcze żyć!

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.  

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *