Oboje z żoną zawsze szanowaliśmy jej matkę. Była dla mnie jak prawdziwa rodzina, naprawdę. Bardzo rzadko rozmawiałem ze swoimi rodzicami. Chodzi o to, że oprócz mnie mieli jeszcze 3 córki, 2 synów, a moja ciężarna matka wysłała mnie w wieku 15 lat do szkoły z internatem.
Potem poszedłem na studia i oczywiście mieszkałem w akademiku. Na szczęście dobrze się uczyłem i byłem dość sprytny. Dlatego miałem co jeść (nie zawsze dużo, byle nie umrzeć z głodu) i rzadko wracałem do domu.
Niewiele wiem o ciepłych relacjach rodzinnych i o matczynej miłości. Ale zawsze starałem się żyć dobrze z moją teściową. Wydawało mi się, że ona też.
Ogólnie rzecz biorąc, na początku uważałem ją za świętą kobietę. Tylko, że ludzie zwykle nie są tacy, jak ich sobie wyobrażamy. W rzeczywistości często są zupełnie inni. W końcu nie wiemy, co ktoś naprawdę sobie myśli. Nie możemy tego w żaden sposób wyczytać. W każdym razie, po ślubie wprowadziliśmy się do mieszkania mamy mojej Karoliny. Bo oczywiście własnego nie mieliśmy.
Chociaż jakoś tam nawet zarabialiśmy. Ponieważ nie musieliśmy płacić za wynajem, staraliśmy coś zaoszczędzić. No i żadne z nas nie było leniwe. I rzeczywiście, po roku odłożyliśmy jedną trzecią kwoty na nowe mieszkanie. Ale żeby nie było, często kupowaliśmy jedzenie, a nawet opłacaliśmy część rachunków. Myśleliśmy, że teściowej jest z nami dobrze, bo wcześniej była sama w 3-pokojowym mieszkaniu.
Karolina jest jej jedynym dzieckiem, a jej mąż zmarł na udar trzy lata przed tym, jak poznałem moją żonę. Nie robiliśmy nic złego. Żyliśmy w zgodzie, lubiłem porozmawiać sobie z teściową, zawsze byłem gotów we wszystkim jej pomóc. A ona zrobiła coś takiego, że aż strach pomyśleć, do czego zdolni są niektórzy ludzie.
Zasugerowała nam, że powinniśmy wziąć kredyt na mieszkanie i jak najszybciej się wyprowadzić. Najpierw potraktowaliśmy to jako żart, a potem poprosiliśmy jeszcze o trochę czasu, na wypadek, gdyby mówiła poważnie. Chcieliśmy jeszcze trochę odłożyć.
Od tej rozmowy minęły dwa tygodnie. Temat nie wracał, nie rozmawialiśmy już o tym. Ale teściowa patrzyła na nas jakoś dziwnie, czasem to było wręcz przerażające.
Zapomniałem o tym i pogrążyłem się w pracy. Znalazłem jeszcze jedną, popołudniami. Późnym wieczorem, kiedy moja żona wróciła już z pracy (pracowała tylko na drugiej zmianie), a ja się właśnie zbierałem do domu, zadzwonił mi telefon. To była Karolina. Płakała do telefonu, ale w tle panowała cisza, więc zrozumiałem, że nic naprawdę złego się nie dzieje.
Okazuje się, że kiedy przyszła, zobaczyła nasze rzeczy ustawione pod drzwiami. Matka powiedziała jej, że już ją zmęczyło to czekanie i nas do siebie nie wpuści. Pobiegłem do domu, zabrałem żonę i rzeczy. Przenocowaliśmy u moich znajomych pracy. A następnego dnia pobiegliśmy oglądać mieszkania, do których moglibyśmy wprowadzić się od razu, wpłacając zaliczkę w takiej wysokości, jak mieliśmy. Znaleźliśmy nawet ładne mieszkanie, tylko kredyt wyjdzie bardzo drogo. Jakoś sobie poradzimy, ale z teściową nie utrzymujemy żadnego kontaktu.