Pięć miesięcy temu mój mąż stracił pracę. Było jasne, że po lockdownie firma nie przetrwa. To było widoczne dla ślepego i zrozumiałego nawet dla tępego, ale mąż do ostatniej chwili nie chciał nic szukać.
Na początku mówił “bez paniki, wszystkim jest ciężko, ale radzimy sobie lepiej niż wielu”, a kiedy stało się oczywiste, że to koniec, zapis zmienił się na bardziej żałosny.
– Uciekać jak szczur z tonącego statku? Nie mogę tego zrobić, pracowałem tam przez trzy lata.
Znudziło mi się powtarzanie tego samego i postanowiłam puścić sprawy w niepamięć. Kiedy go ostatecznie zwolnili z powodu zamknięcia przedsiębiorstwa, musiałam się bardzo starać, żeby nie biegać po mieszkaniu krzycząc “przecież ci mówiłam”.
– Teraz wezmę tydzień wolnego, a potem zacznę szukać nowej pracy. – zdecydował mąż i zaczął odpoczywać.
Podczas tego okresu odpoczynku, który trwał trzy tygodnie zamiast jednego, nic nie robił. Ani dzieckiem, ani domem, ani szukaniem pracy. Po prostu leżał i odpoczywał.
A ja nie byłam zmęczona. Co musiałam robić? Wszystko, co musiałam zrobić, to wstać o szóstej rano, odebrać córkę do przedszkola, potem szybko do pracy, po pracy do przedszkola po córkę, potem do sklepu po zakupy, potem do kuchni, ale najpierw trzeba umyć naczynia, bo mąż jadł przez dzień.
Potem muszę nakarmić rodzinę, pozmywać naczynia, zająć się dzieckiem, położyć je spać i to wszystko. Wtedy mogę żyć pełnią życia, jeśli mój mąż ma co jeść następnego dnia. W przeciwnym razie znowu za kuchnią.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że mój mąż sam nie planuje powrotu z błogiego stanu odpoczynku, naciskałam go. Powiedziała mu, że nie zamierzała ciągnąć na swoje barki kolejnego dziecka, które absolutnie nic nie robi. Mąż obraził się i zaczął przynajmniej przynosić jakąś korzyść. Przynajmniej mył naczynia i odbierał córkę ze żłobka. Chociaż coś.
Według niego on szukał pracy. Ale nie mógł jej znaleźć. W jednym miejscu pensja była niska, w drugim recenzje były złe, a ciągła rotacja pracowników podejrzana, trzecie było daleko, a czwarte też nie było dobre. Powodów było wiele, ale rezultat ten sam – mężczyzna nadal pozostawał w domu.
Może, gdyby wziął na siebie całe obowiązki domowe, zamknęłabym na to oczy. Chociaż nigdy nie marzyło mi się o takiej rodzinie, gdzie mężczyzna jest gospodarzem domowym, a ja zdobywczynią. Ale on wziął na siebie bardzo ograniczone obowiązki i nie starał się robić więcej.
Już wcześniej zaczęłam mu mówić, żeby znalazł sobie gdzieś pracę. Nawet za niewielką pensję byłoby to bardziej przydatne niż siedzenie w domu.
– Mam trzydzieści cztery lata, wyższe wykształcenie, a ja pójdę pracować jako kurier – mówił mąż. – Dziękuję za wsparcie.
Najwyraźniej nasze wewnątrzrodzinne konflikty dotarły do mojej teściowej, bo ostatnio postanowiła mnie skarcić za moje zachowanie.
– Dlaczego zawsze robisz mu wyrzuty? Szuka pracy, ale to trudny czas dla wszystkich. Nie utrudniaj mu tego, przechodzi przez ciężki okres, a ty ciągle mu dokuczasz! On potrzebuje wsparcia! – powiedziała mi.
To znaczy, fakt, że przez prawie sześć miesięcy sama utrzymywałam całą rodzinę, nie jest wsparciem. Fakt, że przez prawie sześć miesięcy znosiłam w domu mężczyznę, który tylko marudził i nic nie robił, też nie jest wsparciem. Prawdopodobnie muszę napisać baner poparcia. Albo co powinnam zrobić?
Wydaje mi się, że normalny mężczyzna znalazłby coś w ciągu pięciu miesięcy. Po prostu wstydziłby się siedzieć na karku żonie, która najpierw pracuje w pracy, a potem także w domu. Ale maż czuje się dobrze i ma sumienie poskarżyć się matce.
Po rozmowie ze swoją teściową nie zaczęłam robić skandalu mężowi. Dałam mu tydzień, żeby znalazł jakąś pracę, która przyniesie choć trochę pieniędzy. W przeciwnym razie będzie to rozwód.
Nie chcę, żeby moja córka dorastała w takich warunkach, a potem przyjęła ten sam model zachowania. Nie potrzebuję też dodatkowego balastu na szyi. Niech mąż idzie do matki, ona chętnie go wesprze, już wie jak.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.