Ciocia Ola była dla mnie wszystkim. Od chwili śmierci moich rodziców opiekowała się mną, rezygnując z własnego życia osobistego. Rzecz w tym, że jako dziecko poważnie chorowałam i musiałam być stale leczona, często leżałam w szpitalu. Oczywiście ciocia Ola, albo po prostu Ola, jak ją nazywałam, zawsze była przy mnie. A w tych rzadkich chwilach, kiedy czułam się w miarę normalnie i mogłam iść do przedszkola, a później do szkoły, Ola musiała pracować, żeby zapewnić nam obu mniej lub bardziej przyzwoitą egzystencję. Nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc – rodzice Oli i mojej mamy od dawna nie żyli.
Kiedy dorosłam, przeprowadziłam się do miasta na studia, a później już tam budowałam własne życie.
– Nie smuć się, – powiedziałam do Oli, kiedy zabierałam swoje rzeczy. – Znajdź sobie jakiegoś narzeczonego.
– Narzeczonego, mówisz, – roześmiała się Ola. – Nie tak łatwo kogoś znaleźć, jak się ma czterdziestu osiem lat…
– No to jakieś hobby… – zarzuciłam na ramiona wielki plecak. – Po prostu, nie smuć się.
Opuściłam dom, który stał się moim rodzinnym gniazdem. A przy drzwiach żegnała mnie zapłakana kobieta, która zastąpiła mi matkę i ojca.
Od tego czasu bardzo rzadko odwiedzałam Olę, ponieważ zawsze miałam dużo „ważniejszych” spraw.
A Ola mieszkała sama. Rzeczywiście, nie udało jej się wyjść za mąż, ponieważ w tym wieku i kobiety, i mężczyźni stają się bardzo wybredni. Poza tym są już przyzwyczajeni do samotności, nie widzą sensu wchodzenia w związek. Tak też było z moją ciotką.
Ale za to znalazła pracę swojego życia. W ogrodzie Ola miała jabłonie i grusze. W tym czasie modne stało się zdrowe odżywianie. Dlatego Ola zaczęła robić domowe owocowe cukierki. Zbierała jabłka, robiła z nich puree i wkładała do piekarnika. A potem wychodziły z tego smakołyki, które najpierw kupowały miejscowe dzieci, a potem zaczęli po nie przyjeżdżać chętni z miasta.
Krótko mówiąc, w ciągu kilku lat Oli udało się odłożyć całkiem przyzwoitą kwotę. Miałam nadzieję, że wyda te pieniądze na siebie, na przykład wyjedzie na wakacje albo kupi sobie dobre ubrania. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że ciocia wszystkie te pieniądze trzymała dla mnie.
Dowiedziałam się o tym dopiero niedawno, gdy Ola zmarła. Jak się okazało, była ciężko chora, ale nikomu o tym nie powiedziała. I miesiąc temu odeszła. Kiedy przyjechałam się z nią pożegnać, sąsiadka dała mi list, w którym Ola napisała, że nie chciała rozmawiać o swojej chorobie, żebym jej nie współczuła. Dodała, że pieniądze ze sprzedaży słodyczy, które przez te lata odkładała, czekają na mnie schowane w kuchni.
Siedziałam i płakałam przez długi czas, trzymając w ręce pieniądze starannie zawinięte w serwetkę.
Piekarnika już dawno nikt nie włączał, więc usiadłam przy nim, przypominając sobie, jak Ola robiła tu swoje słodycze.
– Nie, to nie powinno tak po prostu zniknąć, – zdecydowałam stanowczo. – Cioci produkcja musi dalej działać.
Tego wieczoru poszłam do ogrodu, zerwałam jabłka i zrobiłam pierwszą partię smakołyków według receptury mojej cioci. Nie byłam pewna, jak mi to wyjdzie, ale o dziwo, cukierki wyszły całkiem smaczne. Spędziłam na wsi cały tydzień, robiąc słodycze i częstując dzieci z sąsiedztwa.
A w następnym miesiącu zrobiłam to, co tak chciałam i czego jednocześnie bardzo się bałam. Rzuciłam znienawidzoną pracę i otworzyłam własną małą firmę.
Pieniądze pozostawione przez ciocię wystarczyły na zakup niezbędnego sprzętu. Teraz robię to, co lubię – produkuję „Przysmaki cioci Oli”. I wiecie co? Jestem szczęśliwa! A wszystko dzięki cioci!
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.