Rafał, mój mąż, jest jedynym synem swoich rodziców. Mimo, że jest już dorosłym żonatym mężczyzną i ma własne dzieci, dla teściów ciągle jest małym chłopcem. Zwłaszcza pani Wanda szczególnie go kocha. Dzwoni do mnie codziennie z pytaniem, czym karmię jej synka. Teściowa martwi się nie tyle o wnuki, co o swojego dorosłego syna. Ostatnio poprosiła mnie, żebym wyprała ubrania Rafała w hipoalergicznym proszku, żeby jej synek „nie dostał podrażnienia”. Jakoś to wytrzymywałam, bo rozumiałam, że nie powinnam stawać między mężem a jego matką, tak się po prostu nie robi.
Została mi tylko jedna nadzieja: kiedy wreszcie skończymy budować nasz dom, teściowa zrozumie, że jej syn dorósł i stał się niezależnym człowiekiem. Miałam nadzieję, że może wtedy przestanie się tak aktywnie interesować jego życiem.
Ale skończyliśmy dom, przeprowadziliśmy się tam, a pani Wanda nadal martwiła się o swojego syna. Teściowa zaczęła przyjeżdżać do nas prawie co weekend, żeby nadzorować, jak opiekuję się jej synem.
Któregoś razu zwróciła mi uwagę, że „Rafałek je za mało świeżych warzyw”. Wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam, że gotuję to, co uważam za stosowne, a jeżeli ona chce, żeby jej syn jadł warzywa prosto z grządki, to niech założy ogródek i posadzi tam zieleninę. Miałam nadzieję, że pani Wanda dobrze zrozumie moje słowa i przestanie wtrącać się w nasze życie, ale wyszło zupełnie inaczej.
Już następnego dnia, kiedy byłam w mieście coś załatwić, teściowa założyła szklarnię na moim trawniku i obsadziła grządki sadzonkami. Kiedy wróciłam do domu i to zobaczyłam, prawie zemdlałam. Wcześniej zatrudniliśmy projektanta krajobrazu, a teraz moje podwórko wyglądało jak z okładki magazynu dla działkowców.
Prawie się popłakałam, widząc, jak przydomowa szklarnia pyszni się obok azalii! Ale teściowa nie rozumiała mojego zdenerwowania. Powiedziała, że grządki są lepsze niż „bezużyteczne” trawniki, a jej synek zawsze będzie miał co jeść.
Co miałam zrobić? Nawet mój mąż powiedział, że przecież sama pozwoliłam teściowej obsadzić grządki przy naszym domu. Tak, ani Rafał, ani jego matka nie wyczuli w tym, co mówiłam, sarkazmu! Mąż absolutnie nie zgodził się na to, żeby powiedzieć jego matce, żeby nie ruszała naszego trawnika. A ja teraz siedzę i płaczę. Nie wiem czego mi bardziej żal – trawnika czy siebie, bo mąż stoi po stronie matki? Starałam się nigdy nie psuć relacji z teściową, ale teraz już jest mi wszystko jedno.