Mam ciocię, która cały czas próbuje zaaranżować mi małżeństwo z “dobrym” chłopcem z jej pracy. W moim przypadku mama jest po mojej stronie, ale i ona delikatnie namawia.
Nie rozumiem potrzeby wiązać koniecznie swoje życie z kimś, żeby tylko nie być samotnym. Co złego jest w samotności? Według mnie to o wiele lepsze niż żyć z kimkolwiek.
Dwa lata temu mama przytaczała mi za przykładem dwie moje przyjaciółki, które wtedy już wyszły za mąż i miały dzieci. Już tego nie robi. Obydwie moje przyjaciółki zdążyły się rozwieść. Jedna wyszła za chłopaka z zasady “wszyscy wychodzą za mąż – to i ja muszę”, a w drugim przypadku wszystko było bardzo skomplikowane. Wyszła za chłopaka tylko dlatego, że po prostu nie miała gdzie mieszkać. Teraz kwestia z mieszkanie jest jeszcze bardziej paląca, a do tego ma dziecko na rękach.
Moje relacje z mężczyznami kończyły się zawsze bardzo smutno. Pierwszy był typowym wykorzystującym. Ale pierwsza miłość to jednak pierwsza miłość – jesteś zupełnie ślepa i widzisz w osobie tylko to, co dobre.
Drugie relacje skończyły się szybciej niż pierwsze. Nie mogłam się zgrać z idiotą.
Dopóki miałam kolejny wybór: wykorzystujący, idiota, nikt. Wybrałam to ostatnie. Być może wszystko kiedyś się zmieni, a może też nie.