Mam 38 lat. Nadal nie jestem żonaty. I nie mam zamiaru. Cztery lata temu nawet zaczęłem się zastanawiać nad koleżankami płci żeńskiej. Samotnych jest sporo. Może warto spróbować?
Ale wszystkie jakoś kłopotliwe. Piękne i atrakcyjne wymagają wydatków na salony, kawiarnie, ubrania. Inne, niby nic specjalnego, nie piękności, ale z dzieckiem. Trzecia ma charakter. Wieczne histeryczki. Zrobiłem listę w notesie. Obserwowałem.
Może coś z tego będzie. Mój zarobek nie jest duży. Ale mam pewne oszczędności. I tak myślałem, analizując każdego dnia, którą wybrać. Ale wszystko się zawaliło, gdy mój przyjaciel się ożenił.
Poznał dziewczynę. Szybko go owinęła wokół palca. Wieczorami chodzili do kawiarni, restauracji, na kino. Byli w klubach. Przed ślubem spędzili wakacje nad morzem. Potem zorganizowali wesele. On, jako mężczyzna, płacił za wszystko. Myślę, że to właściwe. Ale zrobił rachunek. Wszystkie pieniądze wydał jeden. Teraz żyją z wypłaty na wypłatę.
Nie jestem skąpy. Ale jakoś smutno mi. Znajdzie się jakaś osoba, a ja będę musiał na nią wydać wszystkie oszczędności, które gromadziłem przez lata. A poza tym, kto wie, co z niej wyjdzie. Umiem prać, gotować także. Ale potem ta wieczna codzienność, i zacznie narzekać: “Za mało zarabiasz!”.
Nie, to nie dla mnie. Dlatego pozostaję samotny. Mniej trosk, i także mniej problemów.