Mój mąż często jest w podróżach służbowych, praca nie jest łatwa, ale płacą za nią dobrze, więc muszę się z tym pogodzić. Mamy już jedno dziecko – czteroletnią córkę, a teraz jestem w ciąży z synem. Mieszkamy w małym miasteczku, gdzie przeprowadziliśmy się z miasta. Decyzję o przeprowadzce podjęli rodzice mojego męża, bo sami mieszkają tutaj.
Główny nacisk został położony na fakt, że mój mąż ciągle podróżuje, a oni są obok i mogą mi pomagać. Ponadto skarżyli się, że rzadko widzą wnuczkę. Długo się zastanawialiśmy, czy to jest warte tego, ale kiedy dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się drugiego dziecka, ostatecznie zdecydowaliśmy się na to.
Udało się kupić mieszkanie bez żadnych kredytów. Oszczędzaliśmy na mieszkanie w mieście, ale ceny w tym małym miasteczku są zupełnie inne, co też odegrało swoją rolę. Zrobiliśmy remont, przeprowadziliśmy się i zaczęliśmy mieszkać.
Moje relacje z teściowymi są skomplikowane. Potrafią bardzo poważnie pomagać, kiedy się tego nie spodziewasz, ale także potrafią wywołać skandal znikąd, nigdy nie wiesz, czego się po nich spodziewać. Dlatego staram się unikać z nimi zbędnych rozmów, aby przypadkiem nie zburzyć delikatnego spokoju.
Mamy samochód, ale tylko mąż nim jeździ, bo boję się siadać za kierownicę. Jestem pewna, że nawet nie dostałabym prawa jazdy ze względu na moją nieskupienie. W zasadzie nie bardzo tego chcę.
W mieście radziłam sobie dobrze z transportem publicznym, a teraz większość rzeczy jest w zasięgu spaceru. Chociaż asortyment w sklepach jest dosyć specyficzny, więc z mężem jeździmy raz w tygodniu na zakupy do miasta. Tam także jestem zapisana na wizyty w czasie ciąży.
Kiedy pojawiła się kolejna podróż męża na horyzoncie, byłam spięta. Zostać samemu z małym dzieckiem i w ciąży w tym małym mieście, z którego trzeba będzie jakoś dostać się do lekarza, to perspektywa, która mnie przerażała. Wtedy już nie pracowałam, ale do miasta jeździłam regularnie, bo musiałam pokazywać się co tydzień u lekarza.
Wyraziłam swoje obawy mężowi. On pomyślał i powiedział, że porozmawia z rodzicami, aby byli pod ręką, jeśli coś się wydarzy.
Umówiliśmy się, że mąż zostawi klucze od samochodu u ojca, rodzice mogą nim jeździć dla siebie, ale kiedy będę potrzebować, to będą mnie wozić – zarówno do sklepu po zakupy, jak i do szpitala. Problemy nie były przewidziane, ale pojawiły się prawie od razu po odjeździe męża.
Teściowi są na emeryturze, ale na swojej działce hodują warzywa i kury do sprzedaży jako dodatkowe źródło dochodu. Kiedy potrzebowałam po raz pierwszy udać się na konsultację, zadzwoniłam z wyprzedzeniem, że pojutrze będę potrzebować wizyty u lekarza o takiej godzinie. Teść powiedział, że nie ma problemu, ale muszę mu przypomnieć na dzień przed wizytą, żeby nie zapomniał.
Wieczorem przed podróżą nie mogłam się dodzwonić do teścia przez długi czas. Zadzwoniłam do teściowej, żeby się dowiedzieć, czy coś się stało, ale powiedziała, że mąż po prostu poszedł z kolegami do łaźni i nie odbiera telefonu. Poprosiłam ją, żeby przypomniała mu, że jutro muszę dojechać do lekarza, a ona zapewniła mnie, że przypomni.
Rano zjawiłam się u teściów, ale okazało się, że nigdzie nie jedziemy, przynajmniej nie samochodem. Teść miał wczoraj raut z okazji narodzin swojej wnuczki i przesadził z alkoholem. Dlatego teściowa stwierdziła, że w takim stanie nie pojedzie nigdzie, a ja sama też bym nie wsiadła z nim do auta.
Spytałam, co teraz mam robić, a teściowa powiedziała, że autobusy przecież nie zostały odwołane. Musiałam więc wezwać taksówkę, bo nie mogłam się spóźnić. Taksówka była dość kosztowna, a jeszcze wracanie. Teść był w takim stanie, że do wieczora pewnie by się nie obudził.
Byłam bardzo zestresowana, wieczorem ledwo odebrałam dziecko ze żłobka, było strasznie. Ale rano jakoś przeszło, więc nie zadzwoniłam i nie denerwowałam męża. Pomyślałam, że to po prostu takie zbiegi okoliczności, zdarza się.
Około tygodnia później zadzwoniłam do teściowej, zapytałam, czy nie zamierzają jechać do sklepu w mieście, bo u nas skończyły się produkty. Powiedziano mi, że nie, bo byli wczoraj. Zapytałam, dlaczego nie zadzwoniliście do mnie – “no jakoś nie pomyśleliśmy”. A potem teściowa stwierdziła, że byłam niedawno w mieście i mogłabym sama pójść.
Dobrze, pomyślałam, że poproszę ich zawieźć mnie przy następnej wizycie w przychodni. Znowu nie mówiłam nic mężowi, poszłam do sklepu tuż przy domu, kupiłam kilka drobiazgów.
Następnym razem teściowi kategorycznie odmówili zawiezienia mnie do lekarza. Planowali wycieczkę na jakiś wiejski jarmark rolniczy, więc powiedziano mi, żebym sobie poradziła sama.
Inaczej mówiąc, nawet nie mogli zająć się mną i moim dzieckiem, musiałam wziąć ją ze sobą, bo teściowa stwierdziła, że wnuczka jej będzie przeszkadzała, a do tego wyjeżdżają wcześnie rano, a moja wnuczka się zmęczy i będzie marudzić.
To było strasznie smutne, bo tak mnie przekonywali do przeprowadzki, tyle pomocy obiecywali, a na koniec nic z tego nie wyszło.
Wieczorem sytuacja stała się bardzo zła. Wezwałam karetkę, próbowałam zadzwonić do teściów, ale oni odrzucali połączenia. Skontaktowałam się z koleżanką i poprosiłam ją, żeby przyjechała ze szpitala prawie razem z karetką, żeby zająć się moją córką. A mnie odwieźli do szpitala, gdzie przeleżałam półtora tygodnia.
Przez ten czas teściowie nie zadzwonili ani razu, a córka mieszkała u koleżanki. Kiedy mąż zadzwonił, że wraca następnego dnia, opowiedziałam mu, co się stało. Był w takim szoku, że nie był w stanie nic powiedzieć, poza “zadzwonię”.
Po tym zaczęła do mnie dzwonić teściowa. Krzyczała, że wszystko wymyślam, że oni pomagali mi we wszystkim, że to ja jestem rozpuszczona, która nie potrafi przejść dodatkowych pięciu metrów, a teraz przez mnie jest rozłam między nią a jej synem.
Mąż odebrał mnie ze szpitala naszym samochodem. Wcześniej odwiedził koleżankę i zabrał córkę. O rodzicach nie rozmawialiśmy, był cicho, ja tematu nie poruszałam.
Postanowiłam, że nie będę z nimi rozmawiać, nie spodobało mi się to traktowanie. Niech mąż się z nimi komunikuje, jeśli chce. Rozumiem, że w małym mieście trudno nie rozmawiać, ale mam nadzieję, że wrócimy z powrotem do miasta, bo obietnica pomocy, którą nam tu dali, nie została spełniona, a mieszkanie można wziąć nawet na kredyt.
Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.