Nie rozumiem, dlaczego rodzice mojego męża nie chcą ustąpić nam swojego trzypokojowego mieszkania…

Oczywiście, młoda rodzina powinna sama dążyć do pewnych życiowych dóbr. Ale co złego jest w tym, że rodzice pomogą i wesprą? A w relacjach z rodzicami mojego męża tego nie ma, chociaż mają możliwość rozwiązania naszego problemu.

Nie siedzieliśmy im na głowie po ślubie, pracowaliśmy sumiennie, zarabiając na nasze dzisiejsze mieszkanie. Tak, jest jednopokojowe, ale ma świetny układ, wszędzie są wbudowane meble, cała nowoczesna technika domowa bardzo pomaga w gospodarstwie domowym, świetna lokalizacja i piętro, słowem – mieszkanie jest bardzo komfortowe pod każdym względem, nawet mieliśmy szczęście do sąsiadów, mili ludzie, zarówno na klatce schodowej, jak i na górze i na dole.

Po wprowadzeniu się do własnego mieszkania, na początku byliśmy szaleńczo szczęśliwi i cieszyliśmy się pełną “autonomią” – nie trzeba było rozwiązywać problemów z właścicielami wynajmowanych mieszkań, żyć w napięciu, że umowa najmu może być niespodziewanie rozwiązana (lub równie niespodziewanie zmienione warunki najmu). A potem zaszłam w ciążę. Na początku to w żaden sposób nie wpływało na naszą przestrzeń życiową, ale już w drugiej połowie ciąży, kiedy przyjaciółki, dowiedziawszy się, że urodzi się dziewczynka, zaczęły przynosić dziecięce rzeczy swoich dziewczynek, zaczęliśmy się zastanawiać. W pokoju pojawiła się jeszcze jedna szafa. Potem w korytarzu pojawił się różowy wózek, nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi, że może zajmować tyle miejsca. Naturalnie, potem przestrzeń pokoju przyjęła łóżeczko, mój mąż bardzo chciał zainstalować dziecięcy plac zabaw, ale po przemyśleniu, że jeszcze kilka metrów kwadratowych będzie krytycznych dla naszego wspólnego życia, zrezygnował (ale zostawił to w planach na przyszłość).

I oto jesteśmy już we troje. Nasza malutka Nastia, jak się okazało, wymagała o wiele więcej miejsca niż dorosły człowiek! Nie mówię tego z pretensjami do niej, po prostu stwierdzam fakt. Stolik do przewijania, wanienka i wszystko inne wywoływało w mojej głowie i głowie mojego męża te same myśli – trzeba się rozszerzać (tym bardziej, że plac zabaw mojego męża tak i nie zniknął z horyzontu).

Perspektyw zakupu choćby dwójki nie było, więc maksymalnie racjonalnie przeprojektowaliśmy rozmieszczenie wszystkiego i zaczęliśmy przyzwyczajać się do takiego, ciasnego stylu życia.

W zasadzie, stopniowo nasze gniazdko, jak zaczęliśmy nazywać mieszkanie, przestało nam wydawać się takie ciasne. Córka rosła, już podróżowała na czworakach, nawet starała się próbować chodzić, cieszyliśmy się z każdego jej osiągnięcia, u Nasti pojawił się pełny nocny przerwa, a my z mężem mieliśmy czas na rozmowę ze sobą.

Komunikacja po miesiącu przyniosła swoje efekty – pokazałam mężowi dw

ie kreski. Jego pierwszą reakcją było zamówienie dwupoziomowego dziecięcego łóżka, ale powstrzymałam go, tłumacząc, że Nastia do trzech-czterech lat w żaden sposób nie będzie mogła tam spać, a jeśli nawet będzie mogła, to trzeba by ją całą noc pilnować. Mąż zgodził się i zadał klasyczne pytanie: “Co robić?”

Mężowi pomysł się spodobał. Po tygodniu, kiedy ciąża została już potwierdzona w poradni dla kobiet, kupiliśmy świąteczny zestaw i ruszyliśmy na negocjacje.

Wiadomość, że zostaną dziadkiem i babcią po raz drugi, krewni przyjęli bardzo pozytywnie, ale druga część rozmowy, o wymianie mieszkań – zupełnie przeciwnie. Wisząca nad stołem nieprzyjemna pauza wyraźnie pokazywała ich stosunek do naszej propozycji, ale ostatecznie teść opanował emocje i odpowiedział wymijająco:

– No, do porodu jeszcze daleko, musimy pomyśleć…

Ogólnie, wyszliśmy od nich nie z najbardziej różowymi nadziejami. A rodzice męża zaczęli myśleć. Myślą już siódmy miesiąc, prawdopodobnie rozważają wszystko bardzo dokładnie. A na pytania syna brzmią różne wymówki. Raz opowiadają, że bardzo przyzwyczaili się do swojego mieszkania, to do sąsiadów, to nagle przypominają sobie, że w podwórku teść posadził brzozy, kto je będzie podlewał itd.

Bezpośrednio powiedzieć, że niech nie liczą na to, na razie nie chcą, ale i dawać nam nadziei też się nie śpieszą.

Tak, to ich mieszkanie, oni na nie zapracowali i zasłużyli, ale po co dwóm starszym ludziom trzy pokoje, tym bardziej że dla nas byłyby one po prostu znaleziskiem. Nawet opłaty komunalne dla nich są obciążające, szczególnie w sezonie grzewczym. Brzozy w podwórku, oczywiście, to miło, ale myślę, że nie powinny być decydującym momentem w życiu, wydaje mi się, że dzieci i wnuki są jednak ważniejsze.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.  

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *